Shelter 301 II
Cóż, okazuje się nie być tak banalnie łatwo, jak można by przyjmować. Nie tak, że wędrując w górę cennika producenta gramofonowych wkładek kupujemy po prostu coraz lepsze i dostajemy wszystko z tym związane. Owszem, tak będzie w takim przypadku, gdy ktoś dysponuje kolekcją samych płyt we wzorcowym, albo przynajmniej bardzo dobrym stanie, używa wyłącznie takich. Wówczas faktycznie – w miarę jazdy do góry z jakością i wraz z nią ceną, będzie dostawał muzykę coraz wyższych lotów w sensie sumy melodyjności z analizą. Ale kiedy ma w zbiorze także płyty slangowo mówiąc „zjechane”, sprawy zaczynają się komplikować, jako że czynnik analizy gubi swój mandat istnienia; jego działanie w przypadku takich oznacza przede wszystkim więcej szumu i trzasków; pożytki z analizy pod postacią lepiej zobrazowanych harmonicznych przekrojów czy lepszej separacji znikną za zakłóceniami, jak pejzaż za tumanem kurzu.
Można powiedzieć: – Co tam, panie, czym się pan tak przejmujesz? Przecież wystarczy mieć same płyty porządnie utrzymane, na co komu te komplikacje? Może i tak, może i słusznie, ale jest coś takiego jak nostalgia i przywiązanie do przedmiotu. Może się zdarzyć, tak jak mnie – że ma się płyty zjechane, których wartość jest inna. Takie mające nalot wspomnień, smaki skojarzeń z dawnych lat. Ich także chciałoby się słuchać nie kontaktując się z trzaskami jako wychodzącymi przed resztę. Dla takich płyt wkładka MM, lub specjalnie dobrana MC, ale nie ta, będzie poratowaniem.
Podsumowując: wkładka SHELTER 301 II to propozycja znakomita, ale przede wszystkim, nawet wyłącznie, dla płyt co najmniej dobrej jakości w sensie stanu powierzchni. Z ręką na sercu ją polecam dla tak utrzymanych nagrań, słuchanie ich poprzez nią było rewelacyjnym doznaniem. Natomiast dla płyt zwanych zjechanymi trzeba mieć wkładkę inną – na zapasowym head-shellu coś z mniejszym naciskiem na analizę czytającego muzyczne teksty.
Piotr Ryka, Hifi Philosophy
Przejdź do strony z całością recenzji