" "

Music Hall Stealth

Sumarycznie mogę powiedzieć, że gramofony nie dzielą się jedynie na lepsze i na gorsze, mają też stylistyczne odmiany. A ściślej nie tyle gramofony, co gramofonowe wkładki. Gramofony kręcą równo lub równiej i stabilizują układ talerz-ramię mniej skutecznie lub bardziej, mogą także wyglądać w taki, owaki czy jeszcze inny sposób – i wszystko to jest ważne, ale nie bardziej od brzmieniowego stylu. Ten zaś, poza odniesieniem do jakości ogólnej, posiadać może predyspozycje do mniejszej albo większej brzmieniowej drapieżności. Łagodny może być jak poranne słonko, a może też zadziorny, dający muzyce pazur. Nie przesadzając z tymi pazurami Music Hall STEALTH uzbrojony we wkładkę Shelter 501 daje finalnie skrzyżowanie dynamicznej energii ataku z elegancją i dostojeństwem, co z jednej strony wyzwala od monotonii równego pitu-pitu, z drugiej napawa posiadacza dumą wybicia się na taki poziom. Poziom niewątpliwie ponadprzeciętny i styl brzmieniowy różny od tego, co zwykło się określać mianem „dobrej średniej”. W porównaniu z czymś takim przestaje bowiem być ona dobra, okazując się niestety nudniejsza. Nudniejsza i pospolitsza, choć pospolitość u gramofonów to coś dobrego a nie złego: przeciętny, zwyczajny gramofon to już muzyka o urodzie, energii oraz wdzięku znacznie powyżej plikowego grania. Ale Music Hall STEALTH zasobny tą niezwykłą wkładką pokazał coś dalece więcej, inne pokłady realizmu. Ukazał surowość prawdy i potęgę ataku, a nie samo łaszenie i spokojną urodę. Łaszenie i urodę też, ale ze wzbogaceniem, a czy to wzbogacenie warte jest tych pieniędzy? – w mojej ocenie tak. Powiem o wiele więcej. Patrząc od strony wkładek za 20-30 tysięcy (a takich coraz więcej) ta Shelter 501 to istne wybawienie. Prezentuje bardzo zbliżony poziom, a kosztuje ułamek. I jeszcze ma ten styl, któremu niejedna dużo droższa może żywiołowości i twardej prawdziwości pozazdrościć.

Gdy chodzi o to, co oprócz wkładki, gramofon o nazwisku Stealth ze środka oferty Music Halla cieszy wieloma rzeczami. Na dzień dobry cieszy wyglądem, który budzi uznanie – duża, masywna bryła z rozbudowanym dźwigiem ramienia – tak powinien wyglądać gatunkowy gramofon. Po zapoznaniu cieszy wygodą, bo strona obsługowa – od wyważania, po napędzanie – to same przyjemne rzeczy, a nie skomplikowana gimnastyka. Na koniec raduje dźwiękiem, co nie przepływa mimo, tylko idący się zatrzyma, z pewnością nadstawi ucha. A wszystko to i w tym wypadku w cenie nie ściągającej spodni przez głowę, stanowiącej mniej niż pięćdziesiąt procent przeciętnych droższych gramofonów.

Piotr Ryka, Hifi Philosophy

Przejdź do strony z całością recenzji