" "

Heed Lagrange

Zapraszamy do zapoznania się z obszerną recenzją wzmacniacza Heed Lagrange w magazynie Audio. Cały test w pliku PDF mogą Państwo pobrać z linku na dole strony.

ODSŁUCH

Kolejność prezentacji w naszych testach porównawczych, w tym i relacji z odsłuchów, wynika z prostej reguły -kolejności alfabetycznej nazw firm. Nie piszemy więc scenariusza, w którym kolejne brzmienia tworzą jakąś wymyśloną przez nas historię, co może byłoby i ciekawe ale… takie narracje powstają „same z siebie”, tak jak tym razem. Najpierw ATC i Creek rozwiali nadzieje (przynajmniej niektórych audiofilów) na brzmienie „staroangielskie”, dość zgodnie przedstawiając pakiet dynamiczno-analityczny; dźwięk profesjonalny, neutralny, chłodny, „techniczny”. Inną szansą na zmiękczenie, ocieplenie i dobarwienie wydawał się być wyposażony w lampy (przynajmniej częściowo) Copland, ale i on całkowicie nie usatysfakcjonuje miłośników „klimatów” – gra zbyt… żywo i uniwersalnie. I kiedy już wydawało się, że w tym teście nie ma szans na „wieczorowy nastrój”, smutek albo relaks, w każdym razie na więcej uczucia, dość niespodziewanie sprawdził się w takiej roli Densen. Co jeszcze może zaproponować Heed? Po pierwsze, przyłącza się do Densena. Tym dwóm wzmacniaczom co najmniej tak blisko do siebie, jak pozostałym trzem. Remisu nie będzie, ale test nie jest już zdominowany przez frakcję „mistrzów techniki”, która alfabetycznym przypadkiem go otworzyła. Jednocześnie Lagrange nie zmierza jeszcze dalej niż Beat, nie intensyfikuje soczystości i plastyczności kosztem dokładności, niskie tony są mniej „napompowane”, wciąż płynne i zaokrąglone, a do tego żywe i selektywne. Góra pasma jest subtelna, ale barwna i dźwięczna.

Obydwa wzmacniacze przyciągają uwagę środkiem pasma, demonstrują podejście „artystyczne”, nie poprzestając na poprawności, chociaż rezygnują z ostrych kontrastów i pełnego wglądu w nagranie;

Beat B-150XS jest w tym bardziej jednoznaczny, Lagrange potrafi ładnie ukształtować wokale, jest w tym nie tyle mistrzem, co zręcznym graczem.
Emocje są dawkowane z umiarem, ale proporcjonalnie, nie każdy kawałek będzie porywający albo wzruszający. Lagrange nie będzie nas wkręcał i czarował, ale nie pożałuje miłych chwil -znane i lubiane nagrania zabrzmiały „jak należy”, bez sensacji i rozczarowania.

Lagrange niczego nie będzie wyciągał „na siłę”: ani smaczków, ani brudów, przyzwoite różnicowanie wystarczy, aby zachować naturalność i wiarygodność. To wzmacniacz jednocześnie interesujący i bezpieczny. W bezpośrednich porównaniach, w poszczególnych dziedzinach usłyszymy jego ograniczenia i pewne zafałszowania, ale wszystko jest tak ułożone, że słucha się Lagrange bezproblemowo i po chwili zapomina o przewagach konkurentów, którym też zawsze czegoś brakuje… To dźwięk ze skłonnością do płynności i harmonizowania, zamiast analityczności i kontrastowania.

WYKONANIE
Układ w klasie AB, z autorskim systemem sprzężenia Transcap. Opcjonalny DAC bazuje na bardzo dobrym układzie.

FUNKCJONALNOŚĆ
W podstawowej wersji wyłącznie analogowy, ale w cenie 20 tysięcy złotych można się “zmieścić” z opcjonalną kartą przetwornika C/A. Wejście gramofonowe (MM) oraz wyjście słuchawkowe.

PARAMETRY
Przyzwoita moc wyjściowa (2 x 72 W/8 0, 2 x 120 W/4 0), umiarkowany poziom szumów, bardzo wysokie harmoniczne -z dominacją parzystych, na modłę wzmacniacza lampowego.

BRZMIENIE
Barwne, subtelne, zawsze przyjemne. Plastyczna średnica, dźwięczna góra. Płynność i harmonia ważniejsze od analityczności, ale z dobrym basem i odpowiednią przejrzystością.

Zachęcamy także do zakupu pełnego numeru miesięcznika Audio. Aby przejść do strony sklepu należy kliknąć w miniaturę okładki.

Pobierz PDF z całością recenzji