Dynaudio Special Forty
Wrażenia odsłuchowe
Dynaudio Special Forty oferują brzmienie, które stoi w jawnej sprzeczności z ich ceną i gabarytami. Największe wrażenie od samego początku robi przeogromna scena, która pojawia się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stały monitory. Jej rozmiary bardziej się kojarzą z dużymi elektrostatami niż niewielkimi głośniczkami, rozsuniętymi na niespełna 2,5 metra. Jej głębokość i uporządkowanie, zwłaszcza w tej cenie, również należy uznać za wzorcowe. Special 40 dokładnie pokazują rozmieszczenie muzyków, a jeśli na scenę wkrada się mały bałagan, spotykany w nagraniach wykonanych techniką dalekiego pola, to szybko pozwalają go dostrzec. Nic przy tym nie upiększają ani nie maskują błędów popełnionych na etapie miksu.
Drugą cechą jest potężny bas. Jeżeli znalazł się na płycie w przesadnej ilości, duńskie maluchy nie bawią się w półśrodki, tylko walą po nerkach niczym wredny bokser. Jednak tam, gdzie realizator poskromił subwooferowe pokusy, niskie tony wykazują kontrolę i różnicują barwy. Co nie zmienia faktu, że nawet w kameralnych składach pod uładzoną powierzchnią nadal wyczuwa się drzemiący potencjał.
Bas płynnie przechodzi w średnicę, dzięki czemu czyste i wyraźne wokale usatysfakcjonują miłośników polifonicznych wykonań a cappella. Wrażenie obcowania z żywymi wykonawcami było realistyczne, a zarazem rzadkie w kontekście ceny głośników. W dodatku, by zasmakować tych przyjemności, nie trzeba słuchać głośno. Cechę tę docenią zwłaszcza osoby mieszkające w budownictwie wielorodzinnym.
Konkluzja
Dynaudio Special Forty wymykają się jednoznacznej ocenie. Patrząc na ich gabaryty, trudno oczekiwać cudów, ale gdy się odezwą, nawet doświadczonego słuchacza potrafią wprawić w zdumienie.
Na koniec udzielę przydatnej porady konsumenckiej: nie namyślajcie się za długo z decyzją kupna, bo nie wiadomo, jak długo będą dostępne. Taka okazja nie trafia się często
Mariusz Zwoliński, Hifi i Muzyka
Przejdź do strony z całością recenzji