Dynaudio Confidence 20

Wrażenia odsłuchowe
Jak wspomniałem, Confidence 20 to w założeniu najlepsze monitory w historii Dynaudio. Taką tezę potwierdza nie tylko ich rodowód i przynależność do topowej serii, ale też już pierwsza minuta słuchania. Od samego początku jest jasne, że mamy do czynienia z dźwiękiem luksusowym, starannie dopracowanym, uniwersalnym i bajecznie muzykalnym.

Efekt pierwszego wrażenia bywa mylący, jednak dotyczy głównie niższych półek cenowych. W high-endzie raczej nie ma miejsca na takie zmyłki. Co prawda zdarza się, i to wcale nierzadko, że w brzmieniu rozsmakowujemy się wraz z upływem czasu, ale nie jest to jedyny scenariusz. Confidence 20 zaprezentowały się świetnie na początku, równie świetnie w środku i tak samo świetnie na końcu kilkutygodniowego testowego odsłuchu.

Jeżeli do opisu miałbym użyć tylko jednego słowa, byłaby nim „plastyczność”. To ona sprawia, że są to głośniki wybitne. Stanowi ich kluczową cechę i niewątpliwie największą zaletę. Ale też nie jest tak, że pozostałe atrybuty dźwięku zostały podporządkowane plastyczności i z niej wynikają. Dzieje się odwrotnie. One wszystkie zostały dobrane z taką klasą, że w efekcie powstała wyjątkowa plastyczność, przenikająca i stanowiąca spoiwo całego brzmienia.

Dolną granicę pasma przenoszenia w danych technicznych określono na dość bezpieczne 42 Hz. Biorąc pod uwagę niemałe gabaryty skrzynek (52 cm wysokości) i woofer o średnicy 18 cm, byłem tą informacją trochę zdziwiony. Nierzadko producenci zdecydowanie mniejszych monitorów deklarują bardziej atrakcyjne marketingowo osiągi. Ale okazuje się po raz nie wiem który, że dane techniczne to jedno, a brzmienie – drugie. Bo podstawa harmoniczna duńskich monitorów pod względem skali nie tylko spełnia wymagania stawiane najlepszym monitorom, ale też mogłaby spokojnie konkurować ze wszystkimi, jakie mi przychodzą na myśl, dwudrożnymi podłogówkami o dowolnych gabarytach.

Skala basu jest na tyle satysfakcjonująca, że trzeba uważać na resztę toru – bo może się okazać, że będzie go nawet za dużo. Bardzo blisko tej granicy dotarło połączenie Confidence 20 z lampową integrą Audio Researcha, która je przyciemniła. Combo Conrada-Johnsona okazało się bardziej wyrównane. W tej konfiguracji można było się cieszyć odpowiednią rozpiętością niskich tonów, bez efektu ich powodzi.

Pod względem charakteru basu Dynaudio stawia raczej na elastyczność niż uderzenie. Kontrola jest bardziej sprężysta niż twarda. Zamiast surowej wojskowej dyscypliny monitory oferują więcej kontrolowanego luzu. To dodaje brzmieniu swobody i podkreśla wrażenie, że wszystko się dzieje łatwo i bez wysiłku. Rozciągnięcie w dół, moim zdaniem, nie ma nic wspólnego z bardzo wstrzemięźliwą wartością 42 Hz. Nie mierzyłem tego, ale z ciekawości sprawdziłem, co usłyszę z płyty testowej „Hi-Fi i Muzyki” z 2003 roku. I na podstawie tego uproszczonego testu mogę powiedzieć, że jeśli w danych technicznych deklarowane pasmo przenoszenia zaczynałoby się od 35 Hz, to nikt by nie miał pretensji. I nie wykluczam, że można byłoby to spokojnie obniżyć jeszcze o jeden lub dwa herce, ale takich częstotliwości na krążku nie ma.

Oczywiście nie namawiam nikogo do odsłuchów płyty testowej. Sam sięgam po nią rzadko – właściwie tylko wtedy, kiedy dane techniczne ewidentnie nie odpowiadają temu, co słyszę. Z tym, że częściej ma miejsce sytuacja, kiedy producent deklaruje parametry zbyt optymistycznie. Dynaudio je zaniżyło, ale potraktujmy to jako ciekawostkę. Bo przecież ostatecznie i tak powinna się liczyć tylko muzyka. A jej serce bije w średnicy.

Konkluzja
Zacząłem od tego, że wszystkie elementy audiofilskiej sztuki składają się na nowy wymiar plastyczności, w jaki przenoszą nas Dynaudio. Mam nadzieję, że ich opis choć trochę ten nowy wymiar przybliżył. Bo w pełni oddać się go nie da. Trzeba to po prostu usłyszeć samemu. Należy tylko uważać, żeby nie spłonąć w ogniu namiętności. A zresztą… Nawet jeśli, to co?

Przejdź do strony z całością recenzji