" "

Crosszone CZ-8A

Crosszone to są słuchawki i dla wszystkich i dla niektórych.

– Dla wszystkich, ponieważ wysokich lotów i jednocześnie łatwe w odbiorze. Obcując z nimi nie napotkamy problemów z odchudzeniem, za skromnym basem, problemu braku wyraźności, niedostatku lub złego wkomponowania szczegółów, źle zorganizowanej scenerii, nieprawidłowej temperatury. Żadnych kłopotów z przerostem pogłosowym ani problemów z sybilacją. Słuchawki operują dźwiękiem pewnie, są mocne pod względem technicznym. Ale zarazem inne od pozostałych – inne w stopniu niemałym. Ich gęściej wypełniona scena rozlewa się mimo tej gęstości szeroko i lokuje bardziej przed twarzą. Zapełniają ją dźwięki masywne, wyraźne i o mocnych barwach, bardziej przy tym radosne niż u słuchawek większy nacisk kładących na windowanie sopranów. I co też charakterystyczne, te dźwięki są bardziej wsobne, to znaczy mocno jedne do drugich przylegające, ale granice pomiędzy nimi pozostają wyraźne – elementy zachodzenia jednych na drugie i podkreślania ekstensji nie jest wyszczególniany. Co też prawdopodobnie wynika z mniejszego nacisku na soprany niż dociążenie basu i co może poprawiać nastrój, a już na pewno go nie obniża. Od strony czysto technicznej czynnik nie tyle łatwości napędzenia, co mimo sporych potrzeb prądowych zdolności współpracy ze sprzętem przenośnym, jeszcze poszerza krąg odbiorców – to są słuchawki dla wszystkich.

– Ale tym bardziej dla niektórych. Dla tych, którzy słuchawek nie lubią. Bo przecież z tego wziął się ich rodowód – to są słuchawki zrobione przez tych i dla tych, którzy chcą mieć w słuchawkach dźwięk jak z kolumn. To także się udało, chociaż nieidealnie. Niemniej element mieszania – stereofonii niezredukowanej – na pewno się pojawia. I nie mglistą namiastką, jak to ma miejsce kiedy indziej, a forsownie. Ta scena przed oczami i z wymieszanym, zgęszczonym dźwiękiem nie jest całkiem jak z kolumn, sporo do tego brakuje. Ale brakuje o wiele mniej niż u innych słuchawek przylegających do głowy.

Nie potrafię wczuć się w doznania osób słuchawki tolerujących mało, ponieważ nie mam takich problemów. Ale domyślam się, że dla nich Crosszone są środkiem bądź półśrodkiem. Dowodem na to popularność – firma się utrzymała. Dowodem także to, że musiałem słuchawki wygrzać od zera, ponieważ pierwszy egzemplarz testowy został porwany i zawłaszczony. Reszta jest tym co zawsze – koniecznością słuchania samemu przez potencjalnego nabywcę. Domyślam się, że te odczucia mogą być bardzo różne. Ale jedno zaistnieje za każdym razem: dźwiękowy obraz bardziej gęsty, złożony z gąszczu gęstych dźwięków. Gęstość z gęstości gęstych – tak to jest. Co nie przeszkadza być muzyce sobą. W przypadku tych słuchawek – nie.

Piotr Ryka, Hifi Philosophy

Przejdź do strony z całością recenzji