Chario Cygnus

Wrażenia odsłuchowe
W popowo-rockowym materiale, wykonywanym przez niewielki skład wszystkie modele z serii Constellation MkII mają wspólną metodę na zjednanie sobie słuchacza – podkreślają urodę wokali. Nie to, że je eksponują, bo wolą zaznaczyć skaje pasma, ale na swój sposób wydobywają z tła. Miękkość łączą ze zrozumiałością tekstu i zaznaczeniem szczegółów emisji. Tak samo oparcie w dolnych rejestrach znajduje kontrast w wyrazistym przekazie sybilantów. Podobne zjawisko obserwujemy w instrumentach akustycznych. Trąbka, saksofon czy gitara są nasycone i oparte w niższych rejestrach, ale i tak uwagę zwracamy na wyższe. Razem to realistyczna prezentacja, przybliżająca nas do sceny i zdejmująca kotarę z alikwotów. Zwrócimy też uwagą na przejrzystość, w tej cenie rzadko spotykaną. Kolumny są szczegółowe i przekazują dużą ilość informacji. Robią to z kulturą i wyrafinowaniem, za które chyba najbardziej cenię włoską firmę.

Kiedy przyjrzymy się uważniej, dostrzeżemy, że to zasługa dużej kopułki. Wrażenie czystości i starannego wykończenia dźwięków zawdzięczamy wysokim tonom, a ściślej: przełomowi średnicy i góry. To krytyczny zakres, w którym pojawia się ryzyko metaliczności, twardej szorstkości i piasku albo – z  drugiej strony – przytłumienia i nosowego nalotu. Chario ten zakres traktuje priorytetowo i chyba ze wszystkich znanych mi konstrukcji tego segmentu – najbardziej przekonująco. Tam, gdzie inne kolumny ujednolicają barwy, duża kopułka prezentuje jakość niedostępną typowym przetwornikom. Dźwięki talerzy, werbla i innych perkusjonaliów to przeważnie monotonne cykanie. W Chario czujemy wibracje metalu i bezbłędnie rozróżniamy mniejsze i większe w zestawie. Rozpoznajemy też drewniany charakter pałek, uderzających w ranty bębnów. Zróżnicowaniu barw towarzyszy jędrność i otwartość. Sybilanty przestają syczeć. Okazuje się, że głoski mogą brzmieć jak na żywo, wypowiadane z dobrą dykcją. Można to nazwać neutralnością czy muzykalnością, ale technika przynosi najlepsze wytłumaczenie: duża kopułka z naturalną łatwością operuje w zakresie, w którym klasyczne stożki nie dają już rady. Stąd zresztą wywodzi się głębia i mięsistość góry pasma, raczej poza zasięgiem konkurencji.

Podsumowując, góra Chario jest fenomenalna i kto raz ją usłyszy, będzie jej podświadomie szukał gdzie indziej. Podobną klasę znajdzie dopiero w przetwornikach AMT.

Chario lubią muzykę akustyczną. Mimo niewielkich rozmiarów świetnie sobie radzą z symfoniką – zachowują przejrzystość i otwarcie, podkreślone głębią sceny. Potrafią zniknąć z pokoju i pokazać odległe plany. Pięknie też oddają pogłos, który sprawia, że całość oddycha głębiej. Kolumny nie tracą swobody w tutti ani w gęstych fakturach, gdzie zachowują się, jakby były większe. Naturalna barwa zyskuje niewymuszoną wyrazistość, zwłaszcza we wspomnianym zakresie przełomu średnicy i góry. Tam, gdzie inne głośniki się poddają, Chario czarują bogactwem kolorów i realizmem.

Konkluzja
Cygnusy (choć lepiej powiedzieć: Chario Constellation MkII) oferują chyba najlepsze wysokie tony, jakie znajdziecie w tej cenie. To jest jakość, obok której nie sposób przejść obojętnie. Kto raz usłyszy, będzie je mieć w głowie jako wzorzec. Otwartość, przejrzystość i przestrzeń przykuwają do fotela. Realizm muzyki akustycznej imponuje. Musicie jednak pamiętać, że kolumny mają też oczywiste ograniczenia.

Pozostaje odpowiedzieć na pytanie: czy mogę je polecić? Tak, ale pod warunkiem, że koniecznie chcecie małe podłogówki, dużo dźwięku w małym pokoju i charakter brzmienia Chario, który jest nie do podrobienia. Czy bym je kupił na własny użytek? Nie wiem, ponieważ mają zbyt mocną konkurencję w postaci… dwóch innych modeli Chario z linii Constellation MkII. Większe Pegasusy są droższe o 3000 zł, ale też bardziej uniwersalne, a bas i dynamika to już całkiem inne rozdanie. W żadnym materiale nie muszą się wysilać. Z kolei w małych pokojach Delphinus to killer – brzmi czyściej, jeszcze bardziej realistycznie i mocniej podkreśla wszystkie atuty. W dodatku cena… Trzeba jedynie doliczyć podstawki i zrozumieć, że monitor naprawdę może być w pewnych okolicznościach lepszy od podłogówki.

I tylko jedno burzy mój spokój, choć nie jestem pewny, czy pamięć mnie nie zawodzi. W dziedzinie budowania przestrzeni Cygnusy robią coś, czego możemy szukać w kilkukrotnie droższych konstrukcjach, a i tak bez gwarancji powodzenia. Tutaj faktycznie mogą być o włosek lepsze od Delphinusa. Porównajcie sami, bo rozsądek i doświadczenie podpowiadają co innego. Gdyby Włosi nie stworzyli sami sobie tak silnych rywali, nie miałbym dylematów.

Pobierz PDF z całością recenzji