Audio Reveal Hercules

Audio Reveal to firma relatywnie nowa, zarejestrowana w 2018 roku. Produkty wykonywane przez Michała Posiewkę sugerują jednak coś innego, jak gdyby był w branży znacznie dłużej. Sprzęt wielu młodych manufaktur audio często boryka się z mniejszymi lub większymi niedoróbkami, natomiast dostarczony mi w czerwcu 2020 roku model Second był wykonany perfekcyjnie. Od strony kultury pracy, montażu i dopasowania poszczególnych elementów nie sposób było się do czegokolwiek przyczepić. Zadbano o każdy drobiazg i czuć było pieniądz. Wspominam o tym dlatego, że to ważne, bo kupujemy też oczami. Skoro o tym mowa, pod względem estetyki portfolio Audio Reveal jest konserwatywne do bólu, co może się podobać lub nie. Fani opartego na frezowanym aluminium minimalizmu będą kręcić nosem, a lampowi weterani wręcz przeciwnie. Ci drudzy dobrze wiedzą, że masywna baza uzbrojona w puszki z transformatorami i duże lampy to konieczności, dla których w zasadzie nie ma alternatyw. Michał dobrze to wie, nie wymyśla koła na nowo. Projektuje takie urządzenia audio, z których sam chce korzystać, a wyeksponowane i palące się z gracją lampy próżniowe to ich nieodzowny i cieszący oko element. Jeżeli facet stworzy w przyszłości sprzęt tranzystorowy, to się mocno zdziwię.

Jeszcze do niedawna oferta Audio Reveal liczyła w sumie pięć dość podobnych do siebie wzmacniaczy zintegrowanych. To pracujące w klasie A układy single-ended i o konstrukcji dual-mono. Stawkę otwiera model Junior (2 x 6550), wyżej jest First (2 x KT88) i jego usprawniona wersja z dopiskiem Mk II oraz tymi samymi tetrodami, nad którą mamy Seconda (2 x KT150), a sam szczyt okupuje Second Signature (2x KT170). Gdybym jeszcze kilka tygodni wstecz miał wytypować sprzęt następny w kolejce do tego zintegrowanego towarzystwa, wskazałbym na wzmacniacz dzielony lub przedwzmacniacz gramofonowy. Pomyliłbym się. Michał poszedł w cyfrę i w Marcu tego roku dodał do oferty konwerter c/a o nazwie Hercules. Z jednej strony to sensowna decyzja i nie ma się czym ekscytować. Rzecz w tym, że zastosowane w tej maszynie lampy DHT i wielobitowy silnik sugerują coś zupełnie innego, zdecydowanie wartego uwagi i wyjątkowego w skali globalnej o ile mi wiadomo.

Audio Reveal Hercules to konwerter c/a bez jakichkolwiek fajerwerków, które często są teraz montowane w tego typu urządzeniach. Mam tu na myśli regulowane wyjścia, sprzętowy upsampling, wejście bezprzewodowe czy komponent sieciowy. Nie jestem ani odrobinę zaskoczony, bo Michał to purysta, który projektuje sprzęty do jednego tylko zadania, ale wykonanego najlepiej jak tylko się da. Hercules jest wobec tego urządzeniem niszowym, a jego konstrukcja dodatkowo wzmacnia ten status. Konwertery c/a ze stopniami lampowymi to nieczęsty widok, a te oparte na bezpośrednio żarzonych triodach to białe kruki. Firmy znane z ich produkcji można policzyć na palcach jednej ręki i przoduje tutaj nasz rodzimy Lampizator. Najtańszy przetwornik z lampami DHT w ofercie tego producenta – Golden Gate 3 – to wydatek od 80 000 zł wzwyż. Dostarczony mi Hercules z podstawową szklarnią (2x Psvane UK300B ‘UK Design’ i rosyjski prostownik NOS 5U4G) kosztuje 46 900 zł, a za wersję z lampami Emission Labs 300B Mesh i 5U4G Mesh trzeba dopłacić dodatkowe 5 000 zł. Jeżeli weźmie się pod uwagę triodowe przetworniki tylko znanych firm i pominie projekty DIY, wydaje mi się wielce prawdopodobne, że nietani przecież Hercules jest i tak najtańszy w tym wąskim gronie. Żeby było zabawniej, to jedyny znany mi tego typu produkt, który w sekcji cyfrowej wykorzystuje scalaki R-2R. To miałem na myśli pisząc o jego wyjątkowości w skali światowej, choć nie sądzę, że to właśnie tym kierował się Michał. Podczas rozmowy powiedział mi, że dla niego stare wielobitowe kostki grają super, a lampy 300B wypadły z nimi lepiej niż podwójne triody 6SN7, od których projekt Herculesa się zaczął.

Audio Reveal Hercules gra w dużym stopniu tak, jak wygląda, tj. “po staremu” i w pozytywnym tego określenia znaczeniu, ale to było do przewidzenia. Nie to, że zajrzałem w kryształową kulę i stąd wiem, moje kwalifikacje wróżbiarskie są żadne. Rzecz w tym, że topologia polskiego przetwornika całkiem sporo mówi o tym, co może on wnieść do systemu. Drzemiący weń potencjał trzeba oczywiście sprawdzić samemu i zaręczam, że jest co, ale to osobna kwestia. Cyfrowe serce Herculesa należy do rodziny scalaków o kilku charakterystycznych cechach brzmieniowych, które mocno dają o sobie znać, a przynajmniej tyle mi doświadczenie podpowiada. Znane mi maszyny oparte na starych układach R-2R, a także ich wciąż produkowanych dyskretnych odpowiednikach, pokazywały muzykę w elegancki, przyjemnie fizjologiczny oraz miękki sposób i bez przesadnego analizowania jej. To jednak spore uproszczenie, które domaga się wyjaśnień. Przyjmijmy zatem, że dźwięk szybki, szczupły, eteryczny, otwarty, odległy, detaliczny, chłodny, konturowy, twardy i jasny okupuje jeden kraniec skali, a brzmienie ciemne, gęste, ciepłe, okrągłe, miękkie i scenicznie intymne stanowi jej przeciwległy koniec. W tym kontekście wielobitowcom bliżej do tego drugiego spektrum. Niemniej, ciepłota, gęstość, miękkość i intymność tworzą osobliwy charakter tych układów w stopniu dużo mniejszym niż ich wrodzone plastyczność, barwowe bogactwo, dynamika i dotykowość, a także wynikająca z tych zalet organiczność. Ta konkretna cecha w moim glosariuszu oznacza specyficzną tkankę na instrumentach i wokalach, która dopala ich masę, przydaje kolorów i zaokrągla nieco ich bryły, ale też powoduje, że są równie elastyczne i żywe co substancjalne, nawilżone, namacalne i mimo wszystko lekkie w odbiorze. Rzeczona organiczność to nie to samo co po prostu ciepłota i gęstość, które nawet w niewielkim nadmiarze przykręcają zwinność i wyrazistość, kradną tlen i zabijają drobinki dryfujące w powietrzu. Różnica jest zasadnicza, choć niełatwa do ubrania w słowa. Trzeba posłuchać. Zostańmy wobec tego przy tym, że przetworniki z układami R-2R są z natury nieco gęste, ale nie przesłodzone, zwaliste i finalnie mało wyraźne, tylko brzmieniowo aromatyczne, ekspresyjne, rozdzielcze, wilgotne i strukturalnie złożone. Audio Reveal Hercules ma tych dobrodziejstw pod korek i jednocześnie czaruje nimi w taki sposób, że podczas odsłuchu zapomina się o świecie dookoła. Aż chce się znacząco pokiwać głową, o to przecież chodzi.

Może zabrzmi to trochę górnolotnie, ale Hercules to sprzęt dla entuzjastów muzyki, którzy po włączeniu swoich systemów chcą trafić do zaczarowanej krainy, gdzie jest miło, przyjemnie i spokojnie. Będzie tak, ale nie tylko. Jego wielobitowa pikawa jest znakomitą bazą dla bezpośrednio żarzonych triod, które stosowane w przetwornikach mają szczególną moc sprawczą. To właśnie one powodują, że idzie się mocniej wbić w fotel i spocić z wrażenia. Tego typu szkło stosowane głównie we wzmacniaczach jest cenione głównie za eufoniczny charakter, barwę i podobne historie. Nie dyskutuję z tym stanem rzeczy. Wiem, że tak właśnie jest. Niemniej, aplikacja dużych triod w konwerterach c/a daje co innego i równie ciekawego. Tamże lampy te też manifestują swoje koronne, umownie zmysłowe cechy, no bo dlaczego nie, ale jednocześnie przydają brzmieniu platformy bazowej dodatkowych pokładów dynamiki, otwartości, zwinności, twardości, mocy i zadziorności. Upraszczając, wsad baniek DHT w dźwięk przetworników powoduje, że te grają w sposób wysoce eufoniczny i jednocześnie mocno sportowy, a konkretne modele szkła determinują, czego jest więcej. Efekt to dźwięk lampowy, ale na sterydach, a przynajmniej ja tak to widzę. Dla jasności, moje dwa poprzednie Lampizatory (Level 7, Golden Gate) i aktualnie posiadany Pacific to tutaj punkty odniesienia, które pod względem budowy mają z Herculesem sporo wspólnego. Nic zatem dziwnego, że ten idealnie wpisał się w mój gust. Dlatego też decyzja Michała o dopaleniu cyfrowej części tej maszyny właśnie za pomocą dużych triod jest dla mnie strzałem w dziesiątkę.

Zebrawszy powyższe w całość, Hercules to jest urządzenie wybitne m. in. dlatego, że doskonale łączy zalety mające na celu pokazać muzykę od ujmującej, apetycznej i na wskroś przyjemnej strony, oraz te, które powodują, że jest żywiołowa, bezpośrednia i intensywna, a repertuar podyktuje jak będzie. Choć nie wpływa to na ocenę tej maszyny, nadmienię jedynie, że oferuje ona zestaw cech, który pokochałem lata temu i się go kurczowo trzymam. Pod wieloma względami przetwornik Michała gra inaczej niż Pacific, ale niczego mu to nie ujmuje. Wręcz przeciwnie, on ma oryginalny pomysł na siebie. Za każdy typ muzyki zabiera się od niebywale klimatycznej strony, tj. umiejętnie pokazuje najważniejsze elementy konkretnych utworów i płynnie przeskakuje pomiędzy nimi. Widzę w tym jedną z jego najmocniejszych stron. Pojedynczy wokal w asyście niewielkiego bębna to w zasadzie całość coveru „Little Margaret” w wykonaniu Rhiannon Giddens. Przez większość czasu jej głos ma naszą uwagę, a z czasem kradną ją też coraz bardziej eratyczne uderzenia w instrument. Tu liczy się ciężka, intensywna i oparta na budowaniu napięcia atmosfera, która idzie w parze z dość ponurym tekstem. Hercules pokazał ten sugestywny nastrój bezbłędnie, lepiej niż mój referent i po części dlatego, że strojenie tego drugiego jest jaśniejsze. Coś podobnego zaobserwowałem i poczułem m.in. podczas odsłuchu „Hand of God” Nicka Cave’a i kilku innych kawałków, w których wzmagający się niepokój i związane z tym poczucie przyjemnego dyskomfortu są niezbędne. Z takim repertuarem Hercules znakomicie gra na emocjach i jest bardzo sugestywny. Szanuję.

Na rynku nie brak bardzo dobrych i niedrogich przetworników c/a. Produkty z logo Denafrips, Laiv czy Holo dobitnie udowadniają, że się da. Na tle tej gromady Audio Reveal Hercules może wydawać się drogim, funkcjonalnie skromnym i do bólu niszowym reliktem przeszłości, który w dzisiejszym świecie nie ma racji bytu. Nic nie szkodzi. Nie konkuruje on z nowoczesnymi trendami. Nie musi. Został stworzony po to, aby wykonać jedno tylko zadanie, ale z charakterem, klasą i za pomocą specyficznych środków, za które topologicznie podobna konkurencja życzy sobie sporo więcej, a cyfrowy mainstream nie jest i nie będzie nimi zainteresowany. Audio Reveal Hercules wywiązuje się z tej misji po mistrzowsku. To fantastycznie grający i luksusowy unikat, który wyceniony jest adekwatnie do tego, co utożsamia i potrafi. Jako fan gatunku bardzo się cieszę, że powstał i jestem pod wrażeniem. Jeżeli jesteś entuzjastą dużych lamp w cyfrze, też będziesz.

Dawid Grzyb, Hifi Knights

Przejdź do strony z całością recenzji