Accuphase E-5000

Accuphase E-5000 i porównanie do Accuphase E-800 

Od początku uwagę zwraca niewymuszona przejrzystość, połączona ze swobodą. Wzmacniacz tak przekonująco prezentuje detale, że słyszymy w nagraniach wszystko. Wysokich tonów jest dużo i potrafią zasyczeć, ale to jedynie oznacza, że odtworzenie dochowuje wierności realizacji, nie upiększając jej. Dźwięczność połączona z czystością i nasyceniem barw zapewnia jędrność dźwięku. Pojawia się też aksamit, choć dawkowany z umiarem. Najbardziej urzeka jednak otwartość, brak dystansu i przeszkód; czujemy się jak w centrum akcji. Instrumenty brzmią dzięki temu w sposób oczywisty. Nawet jeśli zauważymy subtelne ocieplenie, to i tak najważniejsza pozostanie bezpośredniość.

Realizm prezentacji podkreśla przestrzeń. Accuphase buduje ogromną scenę, rozpostartą wszerz i w głąb, w dodatku namacalnie operuje pogłosem. Lokalizacja pozwala odseparować pojedyncze wokale w chórkach, a w muzyce elektronicznej bez trudu prześledzimy sygnały fruwające w trzech wymiarach.

Moc i wydajność przejawiają się w kontroli basu. To nie jest szybki i twardy dół, punktujący błyskawicznymi ciosami. Ma w sobie miękkość i sprężystość, a każdy dźwięk jest nasycony energią. Z jednej strony otrzymujemy wyraźne – bo słowo „ostre” tu nie pasuje – kontury i zebrane wybrzmienie, choć z delikatnym ogonkiem. Z drugiej – kaloryczny atak, który porządkuje rytm. Doskonale to słychać w prostym materiale i niezbyt rozbudowanych składach, w których bas jest równie klarowny, jak wysoka góra. Do tego miło pulsuje, wytwarzając odczuwalne ciśnienie akustyczne. Warto się również przyjrzeć, jak to ciśnienie jest utrzymywane w dłużej trwających dźwiękach. Tu dopiero można docenić, jak wzmacniacz panuje nad sygnałem, co zawdzięcza wydajnemu zasilaczowi.

W większych składach moc i kontrola przejawiają się w tym, że plany nie zachodzą na siebie. Energia i bas budują rytmiczno-metryczny szkielet, a separacja źródeł pozostaje wzorcowa. Ciężki metal potrafi zabrzmieć czysto, choć akurat w tym gatunku trudno o dobrą realizację. Czy Accuphase buduje ścianę dźwięku? Tak, choć są wzmacniacze, które robią to jeszcze lepiej. Za to ten świetnie oddaje kontrasty i pozostaje w pewnym sensie szlachetny. Odczuwamy spokój wynikający z siły i ten efekt jest obecny nawet na najbardziej agresywnych albumach.

Dynamika okazuje się więcej niż wystarczająca, a zdolność wysterowania wymagających kolumn – faktycznie taka, jak zamierzyli konstruktorzy, budując rywala dla E-800. Paradoksalnie, jeżeli jakaś muzyka wypada na E-5000 mniej przekonująco, to właśnie męskie granie. Siły, basu i pary wzmacniacz ma więcej niż potrzeba, ale delikatnie umuzykalnia przekaz, redukuje agresję. Do tego repertuaru bardziej pasuje taki drapieżnik, jak Bladelius Oden, ale nie mając bezpośredniego porównania i tak powinniście się zachwycić.

Symfonika stawia jeszcze wyższe wymagania i jej płynność oraz kultura przekazu nie przeszkadzają. Dostajemy rozmach i niemal pełną skalę aparatu wykonawczego. Sola bębna wielkiego i kotłów robią, co trzeba. Lekko podkreślone kontrabasy zapewniają miły fundament, a źródła pozorne są nadal precyzyjnie lokalizowane na ogromnej scenie. Realistyczny trójwymiar jest imponujący. Może i smyczki są okrąglejsze i cieplejsze niż w rzeczywistości, ale akurat tutaj zwiększa to tylko przyjemność ze słuchania.

Ta zaś wydaje się nadrzędna. Accuphase brzmi naturalnie, ale jego atmosfera faktycznie jest niepowtarzalna.

Konkluzja
E-5000 goni do pudła poprzednie integry w klasie AB; przynajmniej te, które pamiętam. Niewykluczone, że to przełomowy model w tej kategorii. Czy będzie to pojedynczy strzał, czy jaskółka czegoś nowego? Zapewne to drugie, bo w cenniku jest już tańszy E-4000.

E-5000 kontra E-800
E-800 gra okrąglejszym, cieplejszym dźwiękiem, z gęstszymi barwami średnicy. Można powiedzieć, że jest bardziej lampowy w stereotypowym ujęciu. Płynność, spokój i kultura wchodzą tu na wyższy poziom. W muzyce akustycznej wokale i instrumenty operujące w środku pasma nabierają ciała, a klasa A czyni odbiór jeszcze przyjemniejszym. Co ciekawe, nie dotyczy to wysokich tonów, które są dawkowane tak samo jak w E-5000. Nie cofają się ani nie chowają w tle. Przeciwnie, towarzyszą muzyce zdecydowanie, w pełnym zakresie, wraz z alikwotami na samym szczycie.

Scena E-800 wysuwa się lekko do przodu, jakby chciała do nas podejść i się zaprzyjaźnić. To również podkreśla realizm przekazu. E-5000 buduje go przez dokładniejsze uprządkowanie i bardziej dosłowne wyświetlenie szczegółów. Jego scena jest głębsza, a dalsze plany – traktowane z większą uwagą.

E-800 jest jeszcze bardziej muzykalny, choć wydaje się to trudne do osiągnięcia; potrafi oczarować barwą instrumentu lub głosu. E-5000 lepiej je od siebie oddziela, stawia na selektywność.

W aspekcie dynamiki mamy pewien zgryz, bo, paradoksalnie, to E-800 buduje bardziej masywną ścianę dźwięku i lepiej mu idzie tworzenie monumentalnych struktur. Stawia je na potężniejszym basie, którego fala płynie, zaś w E-5000 uderza. Dół z 240 watów w klasie AB pulsuje, z 50 W w klasie A – towarzyszy reszcie, bez podkreślania rytmu. Może też być i tak, że wspomniana ściana w E-800 bardziej przytłacza, a w E-5000 odbieramy ją jako lżejszą, a dzięki czytelności informacje nawet w natłoku się nie zlewają. Nie ma wątpliwości, że bas E-5000 jest lepszy. Przewagę mocy docenimy także w odwzorowaniu kontrastów dynamicznych.

Barwa instrumentów, płynność narracji dają fory E-800. Kopnięcie, szczegółowość i precyzja są po stronie E-5000. Warto też pamiętać, że kiedy dobieramy wzmacniacz do wymagających głośników, takich jak na przykład Dynaudio Contour 30i, wydajność może się okazać ważniejsza do gustu.

Przejdź do strony z całością recenzji