Accuphase A-250
Wieńcząc przed momentem opisany proces testowy z niekłamaną przyjemnością stwierdzam, iż Japończycy nie tylko wiedzą, co powinna potrafić flagowa konstrukcja, ale również jak to wprowadzić w życie. Już niejednokrotnie zderzyłem się z brakiem potwierdzenia w realnym bycie wyartykułowanych w folderach reklamowych możliwości zabawek różnych producentów. W tym przypadku każda, dosłownie każda pisemkowa wzmianka podczas penetrowania posiadanych, naprawdę wymagających wysokiego poziomu jakości radzenia sobie z zapisanymi na płytach sesjami nagraniowymi, zasobów płytowych okazywała się mieć swoje świetne potwierdzenie. Nie będę po raz kolejny ich przytaczał, bowiem jest to sól tego typu, czyli pretendujących do miana wzorca dla całego rynku, konstrukcji. Gdzie widzę rzeczone końcówki mocy Accuphase A-250? Praktycznie wszędzie. Nie dlatego, że są ładne i konia z rzędem temu, kto przejdzie obok nich beznamiętnym krokiem, tylko dlatego, że z sukcesem potrafiły mówiąc kolokwialnie, uciągnąć bardzo trudne do wysterowania kolumny przy dowolnym poziomie głośności. To natomiast skłania mnie tylko do jednego. Gorącego zachęcenia potencjalnych poszukiwaczy wzmocnienia, aby wpisali opisane bohaterki na bezwarunkową listę odsłuchową. Zapewniam, nawet w momencie braku końcowego konsensusu, spędzony z nimi czas będzie obfitował w wiele zaskakujących w pozytywne wyniki, wydarzeń muzycznych.
Jacek Pazio, Soundrebels
Czego by nie mówić monobloki A-250 śmiało można uznać za iście high-endowy pomost łączący w pełni zasługującą na podziw przeszłość ze świetlaną przyszłością Accuphase’a. Zagadkowe i enigmatyczne zarazem? Cóż, nie czas i nie miejsce na wróżenie ze szklanej kuli, bądź fusów, jednak coś czuję w kościach, że tytułowe monosy są swoistymi jaskółkami zwiastującymi nową erę w japońskim portfolio. O ile niżej stojące w hierarchii modele już dość wyraźnie wyróżniają się na tle swoich protoplastów, o tyle 250-ki owych więzi z tradycją do końca zrywać nie chciały, jedynie dyplomatycznie sondując reakcje rynku na takie status quo. Jaki był feedback od innych odbiorców niestety nie wiem, jednak osobiście śmiem twierdzić, iż A-250 są od A-200 pod każdym względem lepsze i choć starszy model urzekał muzykalnością, to następne pokolenie dość bezpardonowo wysyła go na w pełni zasłużoną emeryturę. Oferując bez porównania lepszą rozdzielczość i dynamikę staje się zdecydowanie bardziej uniwersalną a przez to atrakcyjną propozycją dla wszystkich odbiorców, którzy czy to z racji przywiązania do marki, czy też chęci zasmakowania legendarnych „japońskich delicji” sięgną po tytułowe 100 W szampańskiej referencji.
Marcin Olszewski, Soundrebels
Przejdź do strony z całością recenzji